Dzisiaj chciałabym napisać coś od siebie, tak po prostu, bo zbierałam się do takiego posta już od bardzo dawna, a teraz chyba nastał bardzo dobry moment, gdyż całkiem niedawno minęła kolejna już rocznica mojego blogowania.
Gdyby ktoś zapytał dzisiaj czy było warto to pomimo tych wszystkich poświęceń, jakie wiążą się z prowadzeniem bloga przy jednoczesnej pracy na pełny etat, prowadzeniu domu oraz obowiązkach rodzicielskich, odpowiedziałabym, że jak najbardziej. Myślę, że warto tutaj dodać, że jestem z osób, które lubią mieć wszystko na tip top i nie mówię absolutnie o wyprasowanym obrusie lnianym, o co to to nie, a wręcz przeciwnie (mała dygresja: kiedyś ktoś zwrócił mi w sieci uwagę, że nazywam siebie pedantką a mam pomięty bieżnik ... otóż pomięty len to najbardziej ukochane tekstylia jakie znam, najlepiej w wersji "stone washed"), ale mówię o pewnych rytuałach, priorytetach i sprawach, bez których nie mogę się obejść.
Bo na przykład, nie potrafię leżeć kiedy kurz leży, czuję się dobrze i komfortowo tylko kiedy wiem, że jest czysto, ład i porządek, tylko wtedy mogę zabrać się za coś co wybiega poza regularny harmonogram czyli upieczenie dobrego ciasta, blogowanie, przeglądanie magazynów i katalogów wnętrzarskich, szycie drobnych ozdób czy wykonanie dla kogoś kartki urodzinowej. I nie myślcie, że u nas "można z podłogi jeść", bzdura, odkurzam dwa razy w tygodniu, kurze ścieramy raz w tygodniu (ten obowiązek od jakiegoś czasu przejęła już ode mnie Alicja) a czyszczenie armatury łazienkowej i kuchennej na bieżąco kiedy znajdzie się czas. Praktycznie w ogóle nie prasuję, a podłogi myjemy od wielkiego dzwonu. Okna przecieram raz na 2/3 mce a raz na jakiś czas myję dokładniej. I absolutnie nie oznacza to, że Dziewczynki nie mogą się swobodnie bawić, rozkładają rzeczy i zabawki na podłodze, tańczą, przebierają się, tworzą prace plastyczne ale wymagam tego aby po zabawie sprzątały swoje rzeczy (to słabo nadal wychodzi ale wciąż jest progres). Jedyne czego nie lubię to bieganie po schodach albo skakanie po sofach, tutaj rzeczywiście jestem zołzą.
W efekcie tych wszystkich moich przyzwyczajeń, czasu na przyjemności mam niestety mało choć ostatnio udaje mi się wygospodarować dwa dni w tygodniu na zajęcia fitness a to już dla mnie duży sukces.
Bezwzględnym priorytetem jednak jest dla mnie Rodzina i wspólnie spędzony czas, bez tego nie mogę się obejść, każdy dzień, każda minuta są dla mnie cenne, staram się tak żonglować czasem i obowiązkami poza domem, aby oprócz weekendów, również w tygodniu były też dni bez pośpiechu, stresu, dodatkowych zajęć i wyjazdów z domu. Większość dnia spędzamy w pracy, szkole, przedszkolu i to właśnie w domu szukamy azylu i wsparcia, ładujemy akumulatory aby zmagać się z codziennymi wyzwaniami jakie niesie nam życie. Jestem zdania, że współczesne dzieci trudniej się wychowuje nie dlatego, że wszystko jest dla Nich dostępne i że kiedyś tego nie było, to tylko łatwa i prosta wymówka, moim zdaniem współcześni rodzice mają dla dzieci zdecydowanie za mało czasu. Owszem, te argumenty jak najbardziej mają też duże znaczenie, są też inne czynniki, jak cechy charakteru, wpływ środowiska ale na pewno podwaliny wyniesione z domu mają nieocenione znaczenie.
Dlatego w tygodniu codziennie wszyscy siadamy razem do kolacji a w weekendy do wszystkich posiłków. Rozmawiamy, opowiadamy sobie o tym co wydarzyło się w ciągu dnia, dodajemy otuchy, ale i kłócimy albo sprzeczamy, a co, przecież nie jest idealnie, najważniejsze, że jest domowo, razem i rodzinnie (haha a to się w najnowszy trend marketingowy wpasowałam, zabrzmiało całkiem jak "po swojemu" czy "wolno mi" ale nie zamierzam niczego tym razem reklamować ;)).
Skoro więc skupiam swój ośrodek zainteresowań na Rodzinie to i również albo i przede wszystkim na Jej zdrowiu. I tutaj się jeszcze chwilę zatrzymam, bo to ma bardzo głęboki związek z poszukiwaniem tytułowej harmonii. Otóż ja, zaślepiona, nieświadoma, zabiegana, zwał jak zwał, jeszcze kilka lat temu nie posiadałam tej całej wiedzy w zakresie zdrowego odżywiania czy naturalnych kosmetyków, którą mam teraz. Potem wydawało mi się, że nie dam rady, że to nie dla mnie, nie poradzę sobie ... ale wszystko się zmieniło półtora roku temu. W podjęciu decyzji pomogły mi niestety wykańczające nas wszystkich nieustanne, przewlekłe i nawracające się choroby dróg oddechowych, głównie Asi ale też i moje. I muszę Wam powiedzieć, że ta świadomość z jednej strony jest bardzo budująca, daje wiarę i poczucie spokoju, że idę w dobrą stronę ale z drugiej też boli, bo każde odstępstwo od reguł jest niczym przewinienie. Oczywiście trochę przerysowałam, ale to celowo, żeby ukazać obie strony medalu. Po długiej i trudnej drodze na szczęście znalazłam sensowny kompromis i wreszcie mogę powiedzieć, że widać jakieś pierwsze efekty.
Poczułam jakiś wewnętrzny spokój i wiarę, że mój cel jest właściwy oraz niesamowitą satysfakcję z tego, że daję mojej Rodzinie to co najlepsze, bo przecież wszystkie moje poświęcenia nie idą na marne, to nasza inwestycja w przyszłość. I choć wcale nie lubię gotować czy piec, wolałabym w tym czasie robić coś innego, to każdy moment kiedy uda mi się przygotować coś zdrowego, zamienić składniki lub kupić coś naprawdę pysznego i z dobrego źródła, daje mi poczucie ogromnej radości, czuję się wtedy bardzo spełniona. Cieszą mnie pozornie proste i bardzo małe rzeczy. Ostatnio rano, przed pracą udało mi się na placu targowym, gdzie zazwyczaj robię zakupy spotkać Panią, która przywozi w poniedziałki i czwartki przepyszne sery. Nie potrzebowałam próbować, bo już wiedziałam, że to kolejne miejsce na mapie moich zakupów, ale Pani nalegała i wiecie co? Cały dzień od samego rana żyłam tym smakiem i tą świadomością, że mam coś dobrego, prawdziwego i zdrowego a kiedy popołudniem przejeżdżając tamtędy z pracy wypatrzyłam też Panią z domowym chlebem to dopiero miałam radochę.
Wiele osób po rozmowie ze mną podziwia mój upór i wytrwałość, a nawet podobnie jak ja kiedyś, nie wierzy, że to w ogóle możliwe, bo na początku rzeczywiście jest ogromnie trudno. Ja postanowiłam, że dopnę swego więc używałam wszystkich możliwych argumentów, siedziałam, prosiłam, tłumaczyłam, powtarzałam, pilnowałam, upominałam, nawet krzyczałam, wszystko co tylko odnosiło skutek. Dzięki temu udało mi się w dużym stopniu zróżnicować i wzbogacić naszą dietę o wiele różnych cennych składników przy równoczesnym usunięciu lub znacznej minimalizacji tych niekoniecznie dobrych lub szkodliwych. Wycofałam z naszego domu powszechnie używane kosmetyki i część środków czystości a zastąpiłam je produktami z wyłącznie naturalnymi składnikami lub o znacznie zmniejszonej zawartości składników szkodliwych. Nie popadłam w paranoję, kupuję zarówno na placu targowym ale zawsze w pierwszej kolejności szukam osób, które sprzedają swoje produkty, część zamawiam na lokalnyrolnik.pl, kupuję też w sklepach ze zdrową żywnością ale i w supermarketach. Wszystko z rozwagą i świadomością.
Koniecznie muszę wspomnieć tutaj o osobach, które podzieliły się ze mną swoją cenną wiedzą i doświadczeniami, bo to wszystko pomogło mi podjąć decyzję i przejść trudne etapy wszystkich zmian. Dorotko, Tobie dziękuję szczególnie za wsparcie w sytuacjach kryzysowych oraz regularne przekazywanie cennych wskazówek! Przeogromne podziękowania należą się też mojej Mamie, która od lat spędza mnóstwo czasu w naszym ogrodzie i zajmuje się naszym warzywnikiem. Dzięki Jej wiedzy i ciężkiej pracy możemy co roku cieszyć się sporą ilością własnych warzyw, ziół i owoców!
Wracając do blogowania, jak zapewne sami zdążyliście zauważyć, nie ma mnie tutaj zbyt często, właśnie głównie z tych wszystkich powodów, o których piszę powyżej ale również dlatego, że dość wysoko postawiłam sobie poprzeczkę. Bardzo się rozwinęłam przez ostatnie lata, dowiedziałam się więcej o samym blogowaniu, ale także o stylizacji, aranżacji i fotografii (aczkolwiek tutaj jakoś nadal nie czuję więzi z moim sprzętem) i to wpłynęło na zmianę postrzegania tego co robię. Krótko mówiąc, wymagam od siebie więcej. Kiedyś potrafiłam pisać o każdej najdrobniejszej zmianie w naszych wnętrzach a teraz postawiłam sobie poprzeczkę dość wysoko, bo i blogosfera wnętrzarska bardzo się rozwinęła. I to akurat bardzo na plus dla Was Czytelników, bo dzięki temu możecie u nas znajdować coraz lepsze treści i inspiracje.
Podsumowując moje wywnętrzanie chciałabym napisać o najważniejszych korzyściach jakie wyniosłam z blogowania poza rozwojem w tematyce wnętrzarskiej. Przede wszystkim poznałam wspaniałe blogerki-koleżanki, z którymi utrzymuję stały i bardzo bliski kontakt. Szczerze mówiąc, kiedy wchodziłam do tego świata, nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie sądziłam, że One są takimi samymi kobietami, z podobnymi problemami, troskami życia codziennego i że będziemy mogły sobie tak normalnie o wszystkim rozmawiać i wspierać siebie nawzajem. Wraz z tymi znajomościami zmieniłam się też ja, otworzyłam się na nowe horyzonty, wiele nauczyłam, niektóre kwestie bardziej lub lepiej zrozumiałam (nie tylko te blogowe ale i życiowe), jednym słowem, nabyłam mnóstwo cennych doświadczeń. Lubię obserwować ludzi oraz Ich zachowania, wyciągam wnioski i czerpię z nich jak najwięcej pozytywnych postaw.
Dziękuję Wam moi wspaniali Czytelnicy za te wspólne 4 lata, możecie wierzyć lub nie ale w tym czasie wielokrotnie miewałam myśli aby zrezygnować, z różnych powodów ale najczęściej z braku czasu. Na szczęście zawsze w takich momentach pojawiał się jakiś motywator, bo albo koleżanka-blogerka wirtualnie "kopnęła w tyłek", albo ktoś napisał miłego maila, za każdym razem pojawiało się coś co mnie jednak zachęcało, żeby nie dać się chwilowym zwątpieniom. Teraz nauczyłam się zachowywać właściwe proporcje i tak jest dobrze.
W efekcie tych wszystkich moich przyzwyczajeń, czasu na przyjemności mam niestety mało choć ostatnio udaje mi się wygospodarować dwa dni w tygodniu na zajęcia fitness a to już dla mnie duży sukces.
Bezwzględnym priorytetem jednak jest dla mnie Rodzina i wspólnie spędzony czas, bez tego nie mogę się obejść, każdy dzień, każda minuta są dla mnie cenne, staram się tak żonglować czasem i obowiązkami poza domem, aby oprócz weekendów, również w tygodniu były też dni bez pośpiechu, stresu, dodatkowych zajęć i wyjazdów z domu. Większość dnia spędzamy w pracy, szkole, przedszkolu i to właśnie w domu szukamy azylu i wsparcia, ładujemy akumulatory aby zmagać się z codziennymi wyzwaniami jakie niesie nam życie. Jestem zdania, że współczesne dzieci trudniej się wychowuje nie dlatego, że wszystko jest dla Nich dostępne i że kiedyś tego nie było, to tylko łatwa i prosta wymówka, moim zdaniem współcześni rodzice mają dla dzieci zdecydowanie za mało czasu. Owszem, te argumenty jak najbardziej mają też duże znaczenie, są też inne czynniki, jak cechy charakteru, wpływ środowiska ale na pewno podwaliny wyniesione z domu mają nieocenione znaczenie.
Dlatego w tygodniu codziennie wszyscy siadamy razem do kolacji a w weekendy do wszystkich posiłków. Rozmawiamy, opowiadamy sobie o tym co wydarzyło się w ciągu dnia, dodajemy otuchy, ale i kłócimy albo sprzeczamy, a co, przecież nie jest idealnie, najważniejsze, że jest domowo, razem i rodzinnie (haha a to się w najnowszy trend marketingowy wpasowałam, zabrzmiało całkiem jak "po swojemu" czy "wolno mi" ale nie zamierzam niczego tym razem reklamować ;)).
Skoro więc skupiam swój ośrodek zainteresowań na Rodzinie to i również albo i przede wszystkim na Jej zdrowiu. I tutaj się jeszcze chwilę zatrzymam, bo to ma bardzo głęboki związek z poszukiwaniem tytułowej harmonii. Otóż ja, zaślepiona, nieświadoma, zabiegana, zwał jak zwał, jeszcze kilka lat temu nie posiadałam tej całej wiedzy w zakresie zdrowego odżywiania czy naturalnych kosmetyków, którą mam teraz. Potem wydawało mi się, że nie dam rady, że to nie dla mnie, nie poradzę sobie ... ale wszystko się zmieniło półtora roku temu. W podjęciu decyzji pomogły mi niestety wykańczające nas wszystkich nieustanne, przewlekłe i nawracające się choroby dróg oddechowych, głównie Asi ale też i moje. I muszę Wam powiedzieć, że ta świadomość z jednej strony jest bardzo budująca, daje wiarę i poczucie spokoju, że idę w dobrą stronę ale z drugiej też boli, bo każde odstępstwo od reguł jest niczym przewinienie. Oczywiście trochę przerysowałam, ale to celowo, żeby ukazać obie strony medalu. Po długiej i trudnej drodze na szczęście znalazłam sensowny kompromis i wreszcie mogę powiedzieć, że widać jakieś pierwsze efekty.
Poczułam jakiś wewnętrzny spokój i wiarę, że mój cel jest właściwy oraz niesamowitą satysfakcję z tego, że daję mojej Rodzinie to co najlepsze, bo przecież wszystkie moje poświęcenia nie idą na marne, to nasza inwestycja w przyszłość. I choć wcale nie lubię gotować czy piec, wolałabym w tym czasie robić coś innego, to każdy moment kiedy uda mi się przygotować coś zdrowego, zamienić składniki lub kupić coś naprawdę pysznego i z dobrego źródła, daje mi poczucie ogromnej radości, czuję się wtedy bardzo spełniona. Cieszą mnie pozornie proste i bardzo małe rzeczy. Ostatnio rano, przed pracą udało mi się na placu targowym, gdzie zazwyczaj robię zakupy spotkać Panią, która przywozi w poniedziałki i czwartki przepyszne sery. Nie potrzebowałam próbować, bo już wiedziałam, że to kolejne miejsce na mapie moich zakupów, ale Pani nalegała i wiecie co? Cały dzień od samego rana żyłam tym smakiem i tą świadomością, że mam coś dobrego, prawdziwego i zdrowego a kiedy popołudniem przejeżdżając tamtędy z pracy wypatrzyłam też Panią z domowym chlebem to dopiero miałam radochę.
Wiele osób po rozmowie ze mną podziwia mój upór i wytrwałość, a nawet podobnie jak ja kiedyś, nie wierzy, że to w ogóle możliwe, bo na początku rzeczywiście jest ogromnie trudno. Ja postanowiłam, że dopnę swego więc używałam wszystkich możliwych argumentów, siedziałam, prosiłam, tłumaczyłam, powtarzałam, pilnowałam, upominałam, nawet krzyczałam, wszystko co tylko odnosiło skutek. Dzięki temu udało mi się w dużym stopniu zróżnicować i wzbogacić naszą dietę o wiele różnych cennych składników przy równoczesnym usunięciu lub znacznej minimalizacji tych niekoniecznie dobrych lub szkodliwych. Wycofałam z naszego domu powszechnie używane kosmetyki i część środków czystości a zastąpiłam je produktami z wyłącznie naturalnymi składnikami lub o znacznie zmniejszonej zawartości składników szkodliwych. Nie popadłam w paranoję, kupuję zarówno na placu targowym ale zawsze w pierwszej kolejności szukam osób, które sprzedają swoje produkty, część zamawiam na lokalnyrolnik.pl, kupuję też w sklepach ze zdrową żywnością ale i w supermarketach. Wszystko z rozwagą i świadomością.
Koniecznie muszę wspomnieć tutaj o osobach, które podzieliły się ze mną swoją cenną wiedzą i doświadczeniami, bo to wszystko pomogło mi podjąć decyzję i przejść trudne etapy wszystkich zmian. Dorotko, Tobie dziękuję szczególnie za wsparcie w sytuacjach kryzysowych oraz regularne przekazywanie cennych wskazówek! Przeogromne podziękowania należą się też mojej Mamie, która od lat spędza mnóstwo czasu w naszym ogrodzie i zajmuje się naszym warzywnikiem. Dzięki Jej wiedzy i ciężkiej pracy możemy co roku cieszyć się sporą ilością własnych warzyw, ziół i owoców!
Wracając do blogowania, jak zapewne sami zdążyliście zauważyć, nie ma mnie tutaj zbyt często, właśnie głównie z tych wszystkich powodów, o których piszę powyżej ale również dlatego, że dość wysoko postawiłam sobie poprzeczkę. Bardzo się rozwinęłam przez ostatnie lata, dowiedziałam się więcej o samym blogowaniu, ale także o stylizacji, aranżacji i fotografii (aczkolwiek tutaj jakoś nadal nie czuję więzi z moim sprzętem) i to wpłynęło na zmianę postrzegania tego co robię. Krótko mówiąc, wymagam od siebie więcej. Kiedyś potrafiłam pisać o każdej najdrobniejszej zmianie w naszych wnętrzach a teraz postawiłam sobie poprzeczkę dość wysoko, bo i blogosfera wnętrzarska bardzo się rozwinęła. I to akurat bardzo na plus dla Was Czytelników, bo dzięki temu możecie u nas znajdować coraz lepsze treści i inspiracje.
Podsumowując moje wywnętrzanie chciałabym napisać o najważniejszych korzyściach jakie wyniosłam z blogowania poza rozwojem w tematyce wnętrzarskiej. Przede wszystkim poznałam wspaniałe blogerki-koleżanki, z którymi utrzymuję stały i bardzo bliski kontakt. Szczerze mówiąc, kiedy wchodziłam do tego świata, nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie sądziłam, że One są takimi samymi kobietami, z podobnymi problemami, troskami życia codziennego i że będziemy mogły sobie tak normalnie o wszystkim rozmawiać i wspierać siebie nawzajem. Wraz z tymi znajomościami zmieniłam się też ja, otworzyłam się na nowe horyzonty, wiele nauczyłam, niektóre kwestie bardziej lub lepiej zrozumiałam (nie tylko te blogowe ale i życiowe), jednym słowem, nabyłam mnóstwo cennych doświadczeń. Lubię obserwować ludzi oraz Ich zachowania, wyciągam wnioski i czerpię z nich jak najwięcej pozytywnych postaw.
Dziękuję Wam moi wspaniali Czytelnicy za te wspólne 4 lata, możecie wierzyć lub nie ale w tym czasie wielokrotnie miewałam myśli aby zrezygnować, z różnych powodów ale najczęściej z braku czasu. Na szczęście zawsze w takich momentach pojawiał się jakiś motywator, bo albo koleżanka-blogerka wirtualnie "kopnęła w tyłek", albo ktoś napisał miłego maila, za każdym razem pojawiało się coś co mnie jednak zachęcało, żeby nie dać się chwilowym zwątpieniom. Teraz nauczyłam się zachowywać właściwe proporcje i tak jest dobrze.
Ciekawa jestem co Wy na to ...
Iza K.
Iza K.